Lubię patrzeć, jak się pierze

Rozmowa z Michałem Szymczakiem

Mówi o sobie, że jest „szopem praczem”. Z kolegami potrafi prać całymi dniami. Pedant, perfekcjonista i realista. Gdy wokół niego panuje ład i porządek, czuje, że żyje. Wbrew pozorom, nie dziwak, a pasjonat. Kiedyś wstydził się, że lubi patrzeć, jak się pierze. Dziś jest dumny, że jego hobby jest niepowtarzalne i oryginalne, jak on sam.

Spotkaliśmy się, by porozmawiać o twojej nietypowej pasji. Kiedy zauważyłeś, że interesujesz się pralkami i jak rozpoczyna się ta historia?

– Od zawsze uwielbiałem obserwować pranie. Byłem jeszcze małym chłopcem. Miałem dwa, może trzy latka, a do dziś pamiętam, jaką wtedy mieliśmy pralkę. Najbardziej mi się podobało, jak się woda wylewała. Często gnębiłem tatę, aby wyjął wąż i zawiesił go na wannie. Obserwowałem to z wielką frajdą. Tamtą pralkę rodzice kupili w 1990 roku, pamiętam ją do dzisiaj.

Co wydarzyło się później?

– Długo, długo nic. Jako ośmiolatek, jeździłem na wakacje do ciotek i babci, gdzie wolny czas spędzałem z głową w drzwiczkach od pralki. Byłem tym zafascynowany. Moje ciotki odkładały brudne pranie specjalnie na mój przyjazd. Wiedziały, że sprawia mi to ogromną radość. Już jako nastolatek przejąłem ster w domu, odbierając mamie obowiązek prania. Żartowała, że przeze mnie niedługo nie będzie umiała obsługiwać pralki.

Kiedy zainteresowanie nabrało rozpędu i zrozumiałeś, że to coś więcej?

– Wszystko ponownie obudziło się w liceum. Wtedy zdecydowałem, że warto wrócić do tego zainteresowania.  Najpierw oglądałem filmiki, gdy rodziców nie było w domu. Stwierdziłem, że to „siara” oglądać, jak się pierze.

Znajomi ze szkolnej ławki wiedzieli o tej pasji? Nikt się nie nabijał? Jak reagowali?

– Nigdy nie spotkałem się z jakimkolwiek przejawem wyśmiewania. Moi znajomi wiedzieli o tej pasji. Podziwiali mnie za to. Mówili, że to niespotykane i wyjątkowe. Wszyscy reagowali bardzo pozytywnie.

Spytałam o znajomych, a jak zareagowali rodzice? A nowi znajomi? Pamiętasz moją reakcję, byłam bardzo zaskoczona – oczywiście pozytywnie.

– Mama w porządku, a tata powiedział, że za „pięć minut” mi przejdzie. Do dziś jest uczulony na słowo „pralka”, bo to on najczęściej pada ofiarą moich próśb. Co do nowych znajomości, zwykle słyszę: niczym nas nie zaskoczysz. Wtedy mówię, że zbieram pralki. Zapada cisza, wtedy pytam: zaskoczyłem?  I się śmiejemy. Potem gratulują mi nietypowego zainteresowania.

Z pewnością byłeś ciekawy, czy ktoś oprócz ciebie interesuje się pralkami i ich kolekcjonowaniem. Udało się tobie odszukać kogoś, kto też je zbiera, i poznać go?

– Jako siedemnastolatek często buszowałem w internecie. Wyszukiwałem instrukcje obsługi różnych modeli z różnych lat; czytałem je. Znalazłem mnóstwo filmów na You Tube związanych z tą tematyką. We wszystkich było coś dziwnego. Każdą kolejną pralkę widziałem w tej samej łazience. Pamiętam, bo była ona bardzo charakterystyczna i miała zielone kafelki. Zastanawiałem się, jak to możliwe. Z biegiem czasu zorientowałem się, że ta kolekcja musi być bardzo szeroka i napisałem do autora filmów. Zaczęliśmy rozmawiać na temat pralek. Po dwumiesięcznej korespondencji, stwierdziliśmy, że należałoby się spotkać. Już na pierwszym spotkaniu naprawiliśmy pralkę, z 1986 roku, mojej babci. Chciała się jej pozbyć. A mnie udało się zostawić tę pralkę dla siebie. Pod pretekstem, że może się jeszcze przydać.  Wtedy też kolega wyjaśnił mi, jak ona funkcjonuje, a ja pierwszy raz zobaczyłem ją od środka.

Jeździsz na zloty „szopów praczy”. Opowiedz o tym.

– Między nami „szopami praczami” zaczęły pojawiać się tematy zlotu, czyli spotkania w większej grupie. Wtedy nie byłem świadomy, jak to wygląda. Pytałem kolegów, jak przebiega taki zlot, czy rzeczywiście siedzą i patrzą, jak się pierze? Usłyszałem, że wstają rano i jeszcze przed śniadaniem włączają pierwsze pranie. Teraz, kiedy mam za sobą już kilka zlotów, wiem, że można prać codziennie od samego rana.

Czy w waszej ekipie są także kobiety?

– W tym środowisku nigdy nie spotkałem. Być może dlatego, iż naprawianie pralki nie jest prostą sprawą. To męskie zajęcie, potrzebna jest siła. Kobiety chyba nie dostrzegają, że można to traktować jako pasję. 

Podczas zlotu wstawiacie pranie i idziecie robić coś innego, czy je obserwujecie?

– Oczywiście, obserwujemy. Chyba, że jest jakiś nudny cykl, wtedy odpuszczamy. Od czasu do czasu robimy małe przerwy –  na obiad lub zakupy. Niektóre pralki, jak to mówimy, są „nie do patrzenia tylko do prania”.

Jaki to nudny cykl? Która pralka jest „nie do patrzenia”?

– Mi to akurat bez różnicy. Ta pralka to „Miele”, ale jest kapitalna. Mam dwie  i suszarkę tej firmy.

Ile masz łącznie pralek?

– Sześć automatycznych, „Franię” i wirówkę.

To dużo?

– Mój kolega ma około czterdziestu…

Lubisz prasować albo wieszać pranie?

– Nie cierpię. Jak słyszę „prasowanie”, dostaję białej gorączki. A wieszać? Niekoniecznie…

Co najbardziej lubisz w praniu? Masz jakiegoś bzika?

– Lubię patrzeć jak wylatuje brudna woda z pralki. Wtedy wiem, że pranie faktycznie się wyprało i czuję pełną satysfakcję. Mam też bzika na punkcie chemii i różnych gadżetów. Jak jestem na zakupach w markecie, biegam między regałami. Patrzę, czy pojawiło się coś nowego na rynku i później testuję.

Czy wiążesz swoją przyszłość z praniem? Nie chciałeś otworzyć pralni publicznej?

– Chciałem, ale nie w Polsce. Tutaj by to nie przeszło. Miałem pomysł, aby skończyć szkołę i zająć się kupnem profesjonalnych pralnic. Niestety, Polacy mają inną mentalność, niż na przykład Amerykanie. Tak chętnie nie przychodziliby ze swoimi brudami do publicznej pralni.  

Na koniec może jakaś rada?

– Niektórzy zapominają, że wiele rzeczy można prać w wysokich temperaturach i częściej piorą w niskich. One natomiast nie dopierają i mogą negatywnie wpływać na funkcjonowanie pralki. Oczywiście, są rzeczy, które trzeba prać w trzydziestu stopniach, ale np. bluzki i bieliznę lepiej w sześćdziesięciu. Lepiej też za często nie używać żeli do prania, bo mogą pozostawić osad w pralce.

Michał, bardzo dziękuję za rozmowę. Miło popatrzeć na uśmiechniętego i spełniającego się człowieka.

– Dziękuję. 

Fotografie: Kasia Bartosiak

Rozmawiała: Joanna Pocztowa