Królowa sztangi

Rozmowa z Patrycją Piechowiak

Pasję do dźwigania odziedziczyła po ojcu. Obecnie trenuje pod jego skrzydłami. W karierze mierzy wysoko i sukcesywnie osiąga wyznaczone cele. Gdy skończy dźwigać, marzy by miała dokąd wrócić. O sobie mówi, że jest zwykłą dziewczyną, która lubi spędzać wolny czas ze znajomymi. Patrycja Piechowiak to Mistrzyni Polski Juniorów i Seniorów w podnoszeniu ciężarów. Zdobyła brązowy medal juniorów i młodzieżowców do lat 23 w Mistrzostwach Europy i piąte miejsce w Mistrzostwach Europy Seniorów.

Jakie jest twoje największe zawodowe marzenie?

– Zwykle każdy marzy o medalu na Igrzyskach i Mistrzostwach Świata. Ja patrzę na to realnie i dla mnie najważniejsze jest żeby po prostu wziąć w tym udział. Moim marzeniem jest by wystąpić tam jak najlepiej, na miarę własnych możliwości i żeby zapisać się w historii ciężarów. Chciałabym mieć coraz większe, lepsze wyniki i żeby sukcesywnie się poprawiać. Najbardziej marzę o medalu z Mistrzostw Europy Seniorów.

Jakie masz pozasportowe marzenia?

– Kiedy skończę dźwigać, chciałabym mieć dokąd wrócić. Żebym się ustatkowała i miała zdrową, szczęśliwą rodzinę.


Czy kobietom podnoszącym ciężary łatwo pogodzić codzienne treningi z rodziną, domem i dziećmi?

– Były zawodniczki z dziećmi, ale moim zdaniem to bardzo trudne. Lepiej zająć się na wyłączność rodziną, pracą i domem. Przez zgrupowania nie ma nas czasem przez miesiąc w domu. Myślę, że niełatwo jest pogodzić taki styl życia, z opieką nad małym dzieckiem.

Podoba ci się życie na walizkach?

– Czasami mnie to denerwuje, ale to chwilowe. Wtedy przypominam sobie, dlaczego to robię i uświadamiam sobie, że jak nie teraz, to kiedy. Jak przyjeżdżam do domu to jestem bardzo stęskniona. Z kolei, jak posiedzę w nim za długo, to już chcę wyjechać. (śmiech)

Studiujesz wychowanie fizyczne w Gorzowie Wielkopolskim. Dużo zajęć opuszczasz przez zgrupowania?

– Bardzo dużo. Niedługo kończy się semestr, a ja nie byłam jeszcze na żadnym zjeździe. Na szczęście prowadzę indywidualne nauczanie. Niektórzy wykładowcy są bardzo mili i mnie wspierają. Zdarzają się też tacy, którzy mówią, że i tak nie będę mistrzynią olimpijską, więc za dużo sobie wyobrażam.

Niestety na każdych studiach są też i tacy wykładowcy. Co dalej? W przyszłości chcesz być nauczycielem, wykładowcą, trenerem?

– Trenerką chciałabym się zająć bardziej, niż pracą w szkole. Zobaczymy jak to będzie. Nie chciałabym całkowicie odejść od tego, co teraz robię.

Twój tata – Wojciech Piechowiak zdobył kilkukrotnie Mistrzostwa Polski Juniorów, Wicemistrzostwo Polski Seniorów i Wicemistrzostwo Europy Juniorów w podnoszeniu ciężarów. Podobno nie chciał, żebyś robiła to samo?

– To dziwne, ale to prawda. Moja mama podpowiadała mi, kiedy byłam w podstawówce, bym poszła na siłownię z tatą, a mi to było zupełnie obojętne. Tato też nie był do tego przekonany. Pamiętam, że kiedyś oglądał Mistrzostwa Europy w telewizji, a ja go wyzywałam żeby przełączył, bo wydawało mi się to bardzo nudne. Jak miałam trzynaście lat, to zaprowadził mnie na siłownię pierwszy raz, za namową mamy, mimo że bardzo z tym zwlekał. Kiedyś był przeciwny, a teraz przeżywa zawody, bardziej niż ja.

Ile najwięcej podniosłaś?

– W rwaniu 100 kg, a w podrzucie 122 kg. To moje życiowe rekordy, które osiągnęłam na Mistrzostwach Europy Seniorów w Izraelu.

Czyli bez problemu podniosłabyś dorosłego mężczyznę. (śmiech)

– Sporo osób tak myśli. Niby ta siła jest, ale, na co dzień byłoby mi ciężko. Ma się więcej tej siły, ale najważniejsza jest technika. Sporo czynników składa się na to, by dany ciężar unieść.

To w domu, jak akurat nie ma taty, mama prosi cię byś coś przeniosła, albo odkręciła słoik? (śmiech) Pewnie wtedy siły ci nie braknie…

– No w sumie tak. Na brak siły nie narzekam. (śmiech)

Jak się czujesz jak masz zawody, wystąpienia? Czy jak jesteś na pomoście to stresują cię kamery, dziennikarze, flesze?

– Wcześniej na Mistrzostwach Juniorów było bardziej kameralnie, bez mediów. Teraz na Mistrzostwach Seniorów był to dla mnie szok, że kamera za mną idzie niemalże cały czas, ale staram się zawsze odłączyć i skupić się na tym, co mam robić.

A podoba ci się to zainteresowanie mediów?

– Tak. (śmiech) Fajnie być w punkcie zainteresowania. Na zawodach trzeba nieraz oczy pomalować, żeby się dobrze prezentować. Przez to  mam większą mobilizację, by dobrze wystartować.

Czy teraz czujesz się spełniona?

– Na szczęście nie. Cały czas idę do przodu. Nie spoczywam na laurach mimo kolejnych osiągnięć i nadal trenuję, by wspinać się dalej. Ale znam też swoją wartość.

Nie masz czasem słabych dni, w których masz wszystkiego dosyć?

– Nieraz ryczę na siłowni (śmiech). Kiedy mam zły dzień, a ktoś mi powie na treningu, że zrobiłam coś źle, to potrafię czasem wybuchnąć. Nieraz rzucam kołami i krzyczę, że już nie robię, ale to rzadko i to sytuacje skrajne.

Kto cię wspiera jak płaczesz na sali?

– Na pewno rodzice. Brat też mi kibicuje. Przyjaciele mnie wspierają, ale jak się źle czuję, to nie staram się robić wokół siebie szumu, bo wiem, że to mi minie.

Jak się trenuje pod skrzydłami taty, który kiedyś też dźwigał, a obecnie jest twoim trenerem?

-W moim przypadku to w sumie dobrze. Mamy takie charaktery, że się dogadujemy. Nie kłócimy się. Jak w każdej rodzinie, czasem dojdzie do wymiany zdań, ale to sporadycznie. Jestem zadowolona z tej współpracy. Podoba mi się, że nie wynosimy problemów z treningów do domu. Wszystko zostaje na sali. Nie zadręczamy się tym psychicznie.

Tata wymaga więcej od ciebie, niż innych podopiecznych?

– Czasami tak, ale wtedy mówię mu, co o tym myślę. (śmiech) Wtedy daje sobie spokój.

Gdyby nie tata, czy dzisiaj podnosiłabyś ciężary?

– Nie wiem, trudno mi powiedzieć. Sama nie miałam parcia na to. Gdyby nikt mnie nie naprowadził to pewnie bym tego dzisiaj nie robiła.

Czy masz jakąś alternatywę? Czasem kontuzja nie pozwala wrócić do sportu.

– Z pewnością byłoby mi bardzo ciężko. Inaczej jak kończysz karierę ze względu na wiek, ale z dnia na dzień byłoby mi bardzo trudno.

Jaki wiek to koniec kariery u kobiety?

– Są nawet i weterani, ale w tym startują tylko mężczyźni. Oficjalnie u kobiet to około 35-40 lat. Rzadko jest ktoś starszy.

Będąc w kadrze zarabiacie pieniądze czy dokładacie swoje na karierę?

– Z klubu mam stypendium, około 400 zł. Mam jeszcze drugie z uczelni, ale to, co mi dają to z powrotem im przelewam, jako czesne. Teraz mi się udało, bo będę miała stypendium od Ministerstwa Sportu. Nie było łatwo. To ponad 1500 złotych, więc bardzo się cieszę. Bez wsparcia klubu czy sponsora jest bardzo trudno. Przez to dużo starszych zawodników rezygnuje, bo jeśli masz rodzinę na utrzymaniu, to nie da się tego zrobić profesjonalnie.

Jak często trenujesz?

– Codziennie po około dwie godziny, oprócz niedzieli. Niezależnie czy jest Wigilia czy inne święto. Nie odpuszczam i staram się to pogodzić.

Ile podnosisz kilogramów podczas jednego treningu?

– Jak kiedyś policzyłam obciążenia, ile podrzucę przez cały trening to wyszło, że około tonę, dwie. (śmiech) Jak robię przysiady ze sztangą na karku to jest 120-130 kg, przysiadam tak po dwa, trzy razy, jako jedną serię. Tych serii jest kilka, więc to szybko się sumuje i wychodzą takie potężne liczby.

Z których nagród masz największą satysfakcję? Które najwięcej dla ciebie znaczą?

– Najbardziej cieszę się, gdy schodzę z pomostu i czuję, że dałam z siebie wszystko. Nawet jak coś nie poszło, a ja nie mam sobie nic do zarzucenia, jestem zadowolona. Nieraz podniesienie poprzeczki nawet o jeden kilogram, to bardzo dużo i potrzeba na to sporo pracy.

Prowadzisz jakąś dietę? Tata wyzywa cię jak podjadasz batoniki? (śmiech)

– Czasami zdarzy się, że mówi „ile jesz”, ale  wtedy mówię mu by się uspokoił (śmiech). Teraz będę współpracować z dietetyczką, by przepalić tłuszcz i nabrać więcej masy mięśniowej. Sama z siebie staram się o tym czytać, dobrze odżywiać.

Ale na drinka czy piwko ze znajomymi czasem wychodzisz, czy nie możesz?

– Tak, zdarza się.(śmiech) Ciężary to taki sport, że jest to wysiłek siłowy, a nie wytrzymałościowy. Dlatego mogę pozwolić sobie, od czasu do czasu, na piwko. Przed zawodami pilnuję się, by nie tracić. Nie chce być taka, że nie robię nic, innego oprócz sportu. Życie jest krótkie i trzeba korzystać. Kiedyś byłam w klubie i kupowałam piwo. Jakiś chłopak, który musiał mnie kojarzyć z kadry skomentował, że pijąc piwo z pewnością nie osiągnę lepszych wyników. Początkowo byłam bardzo zdenerwowana i przejmowałam się tym, co powiedział, ale to moje życie i wiem, co robię. Nie mogę przejmować się komentarzami każdego.

Co najbardziej lubisz w tym, co robisz? Który moment jest najprzyjemniejszy?

– Cały cykl i proces przygotowywania się do zawodów jest bardzo satysfakcjonujący. Wiesz, że robisz coś dobrego i poświęcasz się po to, by parę chwil być na pomoście i pokazać sobie i innym, twoją ciężką pracę. Każda z tych rzeczy ma coś w sobie, że w całości daje niesamowite emocje i satysfakcję.

Co musi mieć sportowiec w głowie, jak już stoi na zawodach, na pomoście i za chwile podnosi ciężar?

– Powinien być skupiony, wiedzieć i być pewnym, że chce to zrobić. Jeżeli się boi tego ciężaru, to samo się to nie zrobi. Nie może być też zbyt pewny, bo to często się odbija.  Musi być zdeterminowany, mocny psychicznie i wiedzieć, po co tam jest.

Czy ty masz te cechy?

– Nie wiem.(śmiech) Staram się je mieć. Pracuję nad sobą, ale wszystko przychodzi z czasem.

A jakie są twoje mocne strony? Czy twój charakter pasuje do tego sportu?

– Nie, dużo musiałam w sobie zmienić. Byłam kiedyś miękkim jajem i przez sport i to, co robię, nauczyłam się charyzmy, która pomaga w życiu. Teraz wiem, że trzeba być twardym i warto powalczyć o swoje w życiu.

Czy na zawodach czuć rywalizację, niczym na piłkarskim boisku?

– Wszystko zależy od charakteru zawodnika. Nigdy nie spotkałam się z jakąś ostrą rywalizacją, ale zazwyczaj na pomoście walka jest samemu z sobą. Z konkurencją też, ale ta walka jest mało kontaktowa. Unikamy niemiłych sytuacji, bo to niepotrzebne.

Czy chciałaś kiedyś zrezygnować?

– Pamiętam jak dzisiaj, że na Mistrzostwach Świata Juniorów w Malezji miałam poważny kryzys. Miałam wtedy 18 lat i był to mój trzeci międzynarodowy start. Nie poszedł mi i wszystko zawaliłam. Pisałam mamie wiadomość, że mam to wszystko gdzieś, że przyjeżdżam do domu i kończę z tym. Pamiętam dokładnie, że mama odpisała mi: „Dobrze, wrócisz i pójdziesz do pracy, nie ma problemu.” Wtedy sobie uświadomiłam, że ma rację. Łatwo byłoby mi skończyć coś, z czym się trudziłam, niż podjąć walkę. Wtedy uświadomiłam sobie, że warto pracować nad własnym charakterem.

Kiedy jesteś szczęśliwa i z czego się składa twoje szczęście?

– Szczęśliwa jestem, gdy mam spokojną głowę, pozbawioną zmartwień.  Gdy wszystko, co miałam zrobić, zostało zrobione. Gdy nie mam z nikim sporów, gdy wszystko jest poukładane.

Teraz jesteś szczęśliwa?

– Tak. Teraz odpoczywam psychicznie od wszystkich napięć i nagonki przed zawodami.

Jakbyś opisała siebie w kilku słowach?

– Jestem optymistką i realistką. Staram się patrzeć pozytywnie na wiele spraw i nie zamęczać się niepotrzebnymi rzeczami. Na pewno nie jestem źle nastawiona do życia i marudna. Jestem normalną dziewczyną, która lubi wyjść ze znajomymi. (śmiech)
Gdzie się widzisz za 10 lat?

– Chciałabym być spełnionym sportowcem. Skończyć dźwigać i powiedzieć sobie, że zrobiłam wszystko, co mogłam i być z siebie zadowolona.

Dokładnie tego ci życzę i dziękuję za przemiłą rozmowę. Czekamy na medal z Mistrzostw.


Fotografie: Kasia Bartosiak

Rozmawiała: Joanna Pocztowa